Londyn – Ostatni tydzień, pożegnania i powrót do domu
Projekt numer: 2012 – 1 – PL1 – LEO01 – 27554 „Doświadczenie zawodowe kluczem do kariery”
Gdzie się podział ostatni tydzień? Tego prawdopodobnie nie wie nikt… Od poniedziałku skupiałyśmy się na tym, aby wszystkie sprawy w Londynie zakończyć dokładnie i pomyślnie.
Należało dopilnować właściwego wypisania oceny oraz opinii w miejscach praktyk, bagażu – aby nie przekroczył magicznych 15 kg, odpowiedniego pożegnania się w hotelach i w rodzinach – zgodnie ze znanym polskim powiedzeniem, że czasem ważniejsze jest, jak się kończy, a nie jak się zaczyna.
Nie było już perspektywy weekendu spędzonego na zwiedzaniu, a wizja pobudki w sobotę ok. 2:00 w nocy i powrotu do Polski. Wszystko musiało być więc dopięte na ostatni guzik. To dlatego w ostatnie dni każda z nas skoncentrowała się na przygotowaniach do powrotu – co w niejednym przypadku oznaczało przesłanie sobie pokaźnej paczki do domu (ach, te zakupy w Primarku…), ważenie walizek i mierzenie bagaży podręcznych, a także pożegnania…
Nie było łatwo powiedzieć ‘Goodbye’ – większość hoteli przyjęła praktykantki bardzo ciepło, prawie rodzinnie. W trakcie praktyk dziewczyny oprócz wykonywanej pracy uczestniczyły również w życiu towarzyskim – popołudniowych spotkaniach, czy przyjęciach urodzinowych, które zostały urządzone specjalnie dla kilku uczennic, obchodzących w czasie pobytu w Londynie swoje osiemnaste urodziny. Padło wiele ciepłych słów, popłynęło trochę łez. Były prezenty, ale również obietnice – ‘Dziewczyny, sprawdziłyście się. Gdybyście po skończeniu szkoły chciały wrócić, pamiętajcie, że tu czeka na was praca.’ Dodatkowy komentarz jest tu zbędny.
W domach, w zależności od stopnia, w jakim dziewczyny zżyły się z domownikami, również odbyły się mniej lub bardziej wzruszające pożegnania. Niektóre z nas nie mogły się doczekać powrotu do własnego domu, do rodziny, przyjaciół, polskiego jedzenia – a inne wręcz przeciwnie, zżyły się z londyńskimi rodzinami tak bardzo, że zabrałyby tylko swoich najbliższych z Polski i wróciły z powrotem. Niezależnie od tego, co byśmy wolały – wracać musiałyśmy wszystkie w komplecie.
W piątek odbyło się uroczyste wręczenie certyfikatów oraz pożegnanie w siedzibie ADC College. Pani Magdalena Ciołek oraz pan Tomasso Pallanch, którzy bardzo troskliwie opiekowali się naszym projektem i całą grupą, podziękowali, jak sami to określili, za cztery tygodnie przyjemności, jaką była współpraca z nami. Dziewczyny z Malborka kolejny raz zostały określone jako sumienne, pracowite i chętne do nauki, a także nie bojące się wyzwań, jakie przez czas praktyk postawił przed nimi Londyn. Słowa te były zarówno odzwierciedleniem wrażenia, jakie wywarłyśmy na pracownikach ADC College, jak również sumą opinii z miejsc praktyk oraz od rodzin, z którymi nasz zagraniczny partner projektu był w stałym kontakcie. Kolejny egzamin zdany na szóstkę!
W każdym miejscu praktyk, domu oraz w ADC zostawiłyśmy po sobie małą pamiątkę –album ze zdjęciami z regionu żuławskiego, które dzięki uprzejmości Starostwa Powiatowego w Malborku otrzymałyśmy przed wyjazdem. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę – dzięki pięknym zdjęciom mogłyśmy przybliżyć Brytyjczykom również nasze rodzinne strony, ćwicząc przy okazji język angielski.
Z piątku na sobotę przyjęłyśmy różne taktyki – niektóre położyły się wcześniej, inne na kilka godzin, jeszcze inne wcale, bojąc się, że zaśpią na zbiórkę o 3:30. Czekała nas najpierw godzinna podróż busem na lotnisko w Stansted, a następnie odprawa bagażowa i osobista. Dzięki dobrze zaplanowanej godzinie wyjazdu mogłyśmy swobodnie i bez nerwowego pośpiechu przejść przez wszystkie etapy podróży. Był czas i na przepakowanie bagażu (bo niektórym nas w ostatnią noc w niewyjaśnionych okolicznościach bagaż ‘urósł’ do 17 lub 18 kg… , ubranie na siebie jeszcze kilku dodatkowych warstw, i na przejście rewizji osobistej. Londyn pożegnał nas tak samo, jak przywitał – czyli intensywnym deszczem i wiatrem. Obyło się na szczęście bez komplikacji zarówno przy odprawie, jak i przy starcie samolotu. Wszystkie niedogodności i stres związany z podróżą zrekompensował nam malowniczy wschód słońca, który ukazał się naszym oczom, gdy tylko samolot wzbił się ponad ołowiane chmury. I starym już zwyczajem, podczas podróży udało nam się zdrzemnąć, tak samo jak przez ostatnie cztery tygodnie w trakcie podróżowania metrem.
Szczęśliwe lądowanie i odbiór bagażu. Pytanie – ‘Dziewczyny, do czego wracamy?’ i odpowiedź: ‘Do sernika…. Pierożków… bigosu… rosołu…’ Wszystkie walizki całe i w komplecie, czas więc było wyjść z lotniska. A tam kolejna niespodzianka – czekała na nas pani Szymańska – Cybulska, która postanowiła nas osobiście powitać na polskiej ziemi i zapytać o pierwsze wrażenia po powrocie. Byłyśmy jeszcze zbyt oszołomione i zmęczone, żeby powiedzieć coś konstruktywnego, więc grzecznie wsiadłyśmy do czekającego na nas busa niecierpliwie wyczekując, kiedy na horyzoncie pojawi się Malbork. A gdy się pojawił? Humory wróciły – ‘O patrzcie, nasz własny Pałac Buckingham… I Big Ben… I Trafalgar Square…’ – wszystkie malborskie miejsca zyskały nowe, londyńskie nazwy. A przy wysiadaniu na do widzenia komunikat z londyńskiego metra: ‘Mind the gap, please. This bus terminates here. All change’…*
Agnieszka Jeromin
* Komunikaty w londyńskim metrze, ostrzegające przed przerwą między pociągiem a krawędzią peronu, a także informujące o tym, że należy się przesiąść, ponieważ autobus kończy bieg.