Londyńskie praktyki na półmetku – 02-10-2013 r.
Projekt numer: 2012 – 1 – PL1 – LEO01 – 27554 „Doświadczenie zawodowe kluczem do kariery”
Drugi tydzień praktyk minął nam chyba jeszcze szybciej od pierwszego. Zdążyłyśmy już przywyknąć do wszechobecnego zgiełku, różnorodności oraz nowych obowiązków. Transport publiczny przestał wywoływać w nas niepokój, a miejsca praktyk zostały oswojone. Mogłyśmy spokojnie i bez nerwowego skurczu w żołądku zacząć wykonywać pracę.
Tydzień ten był również czasem spotkań opiekuna z managerami poszczególnych hoteli, zorganizowanych przez pracowników zagranicznego partnera projektu – ADC College. Spotkań, które przede wszystkim pokazały, w jak różne miejsca trafiły uczennice – od zacisznego hoteliku na obrzeżach Londynu po czterogwiazdkowy, ogromny obiekt w samym sercu miasta. Od hotelu, w którym pracują przede wszystkim Brytyjczycy po wielokulturowe i używające różnych akcentów języka angielskiego załogi innych obiektów. Jednak bez względu na to, gdzie trafiły nasze uczennice, opinie o nich były bardzo podobne – pracowite, solidne i otwarte na nowe wyzwania dziewczyny, lekko nieśmiałe na początku, lecz stopniowo przełamujące barierę kulturową i językową. Punktualne i przestrzegające wszystkich zasad panujących w hotelu. Dzięki tym słowom, a przede wszystkim dzięki wzorowej postawie praktykantek, spotkania z managerami były prawdziwą przyjemnością i przyniosły wiele pozytywnych wzmocnień.
Po pracowitym tygodniu przyszedł czas na realizację programu kulturowego, czyli zwiedzanie. Tym razem oba weekendowe dni wypełnione były po brzegi atrakcjami naukowymi, których opis znajduje się poniżej.
Sobota – dzień muzeów i kontrastów.
Tym razem nie było czasu na leniuchowanie – zbiórka o 8:30 i podróż metrem do miejsca, które odwiedziłyśmy tydzień temu – Trafalgar Square. Tym razem jednak nogi poniosły nas nie w kierunku Pałacu Buckingham, lecz do leżącej tuż przy placu Galerii Narodowej – miejsca skupiającego największe dzieła malarskie różnych epok. I w ten oto sposób wiele obrazów znanych nam z podręczników czy opowiadań, takich jak słynne „Słoneczniki” Vincenta van Gogha, mogłyśmy podziwiać na własne oczy. Atrakcja była ogromna, nawet dla osób, które nie interesują się sztuką – już sam fakt obserwowania wszystkich detali stworzonego obrazu, świadomość ogromnej pracy włożonej przez artystę czy zwyczajny zachwyt nad dziełem do złudzenia przypominającym zdjęcie, a wykonanym bez pomocy nowoczesnego sprzętu technicznego był dla wszystkich nas ciekawą lekcją.
Przeniesione na chwilę w zupełnie inną epokę, wyszłyśmy z ogromnego budynku galerii prosto w miejski gwar i plac pełen turystów oraz ulicznych artystów, kierując się do barwnie opisanej w przewodnikach turystycznych chińskiej dzielnicy Chinatown, leżącej w pobliżu. I tu przyszedł czas na pierwsze rozczarowanie – miejsce, które na fotografiach zdaje się być kolorową uliczką pełną azjatyckich restauracji, napisów i obwieszone charakterystycznymi czerwonymi lampionami, było w rzeczywistości zupełnie pozbawione uroku. Hałas, pośpiech, nieznane dotąd i niezbyt przyjemne zapachy kuchni chińskiej czy ogromna ilość ludzi zmierzających w różnych kierunkach skutecznie odstraszyły nas od dłuższych spacerów.
Jedną z nieodłącznych cech charakterystycznych stolicy Wielkiej Brytanii jest fakt, że skrajne kulturowo miejsca często leżą bardzo blisko siebie. Tak też było w tym przypadku, ponieważ prosto z wspomnianego Chinatown, pokonując dwie przecznice przeszłyśmy do Shaftesbury Avenue – ulicy będącej charakterystycznym wyznacznikiem liberalnej dzielnicy Soho, a jednocześnie miejscem skupiającym ogromną ilość mniejszych lub większych teatrów i kin, prowadzącym wprost na Picadilly Circus – tętniący życiem plac z umieszczoną na wysokiej kolumnie figurką Anterosa. Tu z kolei miałyśmy okazję podziwiać pokazy artystów ulicznych.
Szybka podróż metrem i prosto z tunelu wyszłyśmy przed budynek Harrodsa – ogromnego i ekskluzywnego domu towarowego. Patrząc na butiki Prady, Gucciego czy innych znanych i drogich marek aż nie chciało się wierzyć, że miejsce to zostało założone jako malutki sklep spożywczy i od 1849 roku rozwijało się do obecnych rozmiarów. 7 pięter, 4000 zatrudnionych pracowników oraz wszechobecny przepych warto było zobaczyć, jednak nie spędziłyśmy w tym miejscu dużo czasu. Na uwagę zasługuje jednak fakt, że w okresie przedświątecznym w miejscu tym robi zakupy Królowa Elżbieta – i ze względu na tę wizytę dom towarowy jest zamknięty specjalnie dla niej na cały dzień.
Ostatnim punktem sobotniej wycieczki było Muzeum Historii Naturalnej. Ogromny gmach, który fani Harrego Pottera od razu rozpoznali z filmów jako Szkołę Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, zatrzymał nas na dłużej. Prosto z hallu z charakterystycznym i ogromnym szkieletem diplodoka, każda z nas ruszyła w swoim kierunku (a do wyboru były: botanika, zoologia, entomologia, paleontologia oraz mineralogia), aby oglądać część z 70 milionów eksponatów dostępnych dla zwiedzających. Punktami obowiązkowymi był naturalnej wielkości wieloryb, pomieszczenie symulujące trzęsienie ziemi, ryczący dinozaur czy plaster z pnia sekwoi o średnicy 6 metrów, na którym rozpisano dzieje ludzkości.
Ci, którym jeszcze było mało wrażeń i wciąż mieli siły mogli wybrać się na zwiedzanie galerii sztuki nowoczesnej Tate Modern i tym samym w jeden dzień uzyskać pełen przekrój przez historię malarstwa.
Niedziela nad, pod oraz na Tamizie.
Tak się przypadkowo złożyło, że wyznacznikiem naszej niedzielnej wycieczki była Tamiza. Tradycyjnie już na początek czekała nas podróż metrem, po której spacerem po ogrodach Whitehall doszłyśmy do nabrzeża i wsiadłyśmy na statek. Docelowym punktem było obserwatorium astronomiczne w Greenwich, jednak po drodze miałyśmy okazję zobaczyć wiele ważnych miejsc – St Paul’s Cathedral, Most Millenijny, galerię Tate Modern, teatr szekspirowski The Globe, okręt z II Wojny Światowej HMS Belfast, Tower of London razem niebieskim Tower Bridge, a także Canary Wharf – dzielnicę bankową Londynu z ogromnymi szklanymi biurowcami, powstałą na miejscu dawnych slumsów.
Po dopłynięciu na miejsce, spacerem przez ogrody królewskie w Greenwich wspięłyśmy się na górę do obserwatorium astronomicznego. Naszym głównym celem było stanięcie na południku 0 stopni, jednak pierwszą rzeczą, która przykuła naszą uwagę była przepiękna panorama Londynu ze szczytu wzgórza. Następnie po krótkim zwiedzaniu i przerwie na lunch w przepięknym i słonecznym parku ruszyłyśmy w drogę powrotną.
Doszłyśmy nad brzeg Tamizy, obejrzałyśmy stojący tam żaglowiec Cutty Sark i weszłyśmy do biegnącego pod rzeką tunelu, aby na piechotę przemierzyć drogę, którą od 1902 roku poruszali się przede wszystkim robotnicy w drodze do i z pracy. Obecnie istnieje tyle metod przekraczania Tamizy, że tunel ma znaczenie typowo turystyczne, jednak warto go odwiedzić choćby z ciekawości.
Po przejściu na drugą stronę wsiadłyśmy do pociągu DLR (pociągi te nie mają maszynisty i są prowadzone przez komputer), aby dotrzeć do jeszcze jednego miejsca i przekroczyć Tamizę w inny sposób – kolejką Emirates Air Line. Tym razem wsiadłyśmy w specjalnie przystosowane kapsuły, które za pomocą wyciągu linowego zabrały nas w podróż nad rzeką. Co prawda całość zlokalizowana jest w miejscu odległym od głównych zabytków Londynu, ale dzięki pięknej pogodzie mogłyśmy podziwiać panoramę terenów przybrzeżnych oraz dzielnic mieszkalnych, a także serce wielkich muzycznych wydarzeń – arenę koncertową O2.
Wciąż mało wrażeń? Czas więc na wizytę w Tower of London – twierdzy londyńskiej, będącej w przeszłości miejscem licznych egzekucji i tortur. Tuż obok niej znajduje się jeden z najbardziej charakterystycznych punktów Londynu – Tower Bridge – most zwodzony o metalowej konstrukcji zabudowanej kamieniem i z niewiadomych przyczyn pomalowany na niebiesko Obowiązkowa sesja zdjęciowa, krótkie podsumowanie weekendu w pobliskim parku i można było wracać do domu, żeby nabrać sił przed kolejnym tygodniem pracy.
A jak nastroje na półmetku? Dziewczyny są zgodne – na pewno warto było walczyć o praktyki w Londynie, ponieważ już teraz mogą stwierdzić, że nauczyły się bardzo dużo. Dotyczy to zarówno własnej pracy w hotelu jak i wymiany opinii z innymi. Managerowie oraz personel hoteli troszczy się o wszechstronny rozwój uczennic – podczas odbywania praktyk mają okazję pracować we wszystkich działach obiektu lub choćby obserwować pracę innych, wysoko wykwalifikowanych pracowników. Każdy dzień przynosi również nowości związane z nauką języka – język angielski jest wymagany zarówno w hotelach (nawet, jeśli pracują tam inni Polacy), jak i w domach, co sprzyja szybkiemu i efektywnemu przyswajaniu nowego słownictwa oraz zwrotów. Tylko przy temacie naszych domów i rodzin, które czekają na nas w Polsce uśmiech trochę przygasa – dobrze było by przeżywać to wszystko mając najbliższych u boku.
Agnieszka Jeromin